|
www.agneebook.fora.pl Forum dotyczące twórczości literackiej
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rezorius
Administrator
Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: On
|
Wysłany: Czw 18:43, 28 Sty 2010 Temat postu: Ostrożnie, to fantasy ;] |
|
|
Strażnik Trzeciego Nieba
W całej swej nieograniczonej mądrości Bóg życia, śmierci, ludzi i wszystkich innych ras podzielił świat na początku jego stworzenia na kilka wymiarów. Każdy z nich przenikał się za pomocą nieba i piekła. Te dwa światy stykały się z każdym innym, zamieszkałym przez was śmiertelników. Wszystkie wymiary jednak wywierały na siebie zbyt duży wpływ, więc Boski Stwórca zebrał całą pustkę z wszechświata i odgrodził nią wszystkie wymiary niczym może odgradza wyspy. Stworzył w ten sposób jeszcze jeden z boskich światów. Pierwszy z nich nazywany jest Rajem bądź niebem, drugi to piekło, trzeci zaś nieodgadniony i nieznany dla ludzi nie ma nazwy. Nieli0czni wiedzą jednak, iż istnieje coś tajemniczego stworzonego Boską mocą. Starożytni nazwali to Trzecim Światem Boga, ale z biegiem wieków nazwa zmieniła się na Trzecie Niebo.
Demony wciąż jednak mogły przekraczać Trzecie Niebo i przybywać na ziemie by dręczyć ludzkość. Anioły także potrafiły przechodzić by w razie potrzeby ingerować gdyż Trzecie Niebo było jak rzeka dla istot z Nieba i z Piekła. Tak skonstruowany był świat.
Bóg wiedział jednak, iż nieposkromiona dzikość bestii stworzonych z czystego zła sprawi, że niepilnowane rzucą się wszystkie naraz na ziemię by siać zniszczenie. Stworzony, więc został anioł – strażnik. Jak każdy z aniołów już przy stworzeniu jego los zapisany był ręką Odwiecznego? Aniołowie, bowiem nie są istotami stworzonymi dla spełniania własnych celów i pragnień, nie otrzymały, więc od Boga wolnej woli. Tego anioła Bóg nazwał Rezojel.
Od pierwszego błysku świadomości Rezojel istniał sam w bezkresnej pustce mroku i ciszy. Nie wiedział on, kim ani czym jest. Nie znał ani Boga ani Diabła. Miał zadanie, dla którego został stworzony, lecz nie było ono niczym podobnym do rozkazu ani prośby. Było to raczej odruchowe zachowanie wszczepione w głąb jego jestestwa. Mianowicie każdy podróżnik nie ważne czy anioł, demon czy nawet człowiek, bo i oni z czasem nauczyli się jak przekraczać światy, wyglądał jak świetlisty promień rażącego jego anielski oczy światła pędzącego w jakimś nieokreślonym kierunku. Rezojel zgodnie z życzeniem swego nieznanego Ojca ignorował te irytujące błyski, lecz gdy mnogość świateł zbliżała się do granicy wytrzymałości anioła ten wpadał w wściekłość i niszczył przekraczające Jego świat promienie zabijając w ten sposób wędrowców, których zrobiło się za dużo. Razajel stał się idealnym mechanizmem, dzięki któremu nikt nie odważył się więcej przekraczać granicy światów. Cisza i spokój, jakie zapanowały w Trzecim Niebie w przeciągu kolejnych wieków uśpiły anielskiego strażnika. Rezojel długo spał a w jego głowie pojawiły się myśli niezaplanowane przez Boga. Zaczął on śnić, zaczął odkrywać samego siebie. Nie znając nic nie mógł zrozumieć ani odgadnąć swej roli w świecie, w którym się znalazł. Zrozumiał natomiast, że jest pozostawiony tu sam sobie. Przez tak długo nieskończona ciemność i nieprzerwana cisza była jego domem. Teraz jednak sen zmienił mrok w serie obrazów a ciszę w hałas wielu odgłosów i dźwięków. W końcu pojedyncza smuga światła przemknęła tuż przed nim rozrywając ciszę niczym grom i rozświetlając ciemność. Rezojel obudził się. Spał jednak tak długo, że zapomniał nawet o swych odruchach, o powinnościach wszczepionych mu przez Twórcę. Gdy następna smuga światła śmignęła przed nim Rezojel przyjrzał się jej uważnie ignorując palący ból w oczach i rozrywający umysł dźwięk. Zdawało mu się, że usłyszał coś. Coś jakby wiele nieznanych mu odgłosów złożonych w jeden hałas. Były to dźwięki zarówno podróżnika jak i świata, z którego przybył oraz tego, do którego zamierzał się udać. Masa głosów przepełnionych nieznanymi mu uczuciami. Głosów w nieznanych mu językach, on znał tylko język swoich własnych myśli. I tak anioł zrozumiał, że miejsca, z których te promienie przybywają jak i miejsca, do których się udają leżą poza granicami jego świata i że istnieje tam więcej bytów i poczuł się jeszcze bardziej samotny. Nawet błyski znów ustały. Nie wiedział na jak długo gdyż czas dla niego był rzeczą zupełnie inaczej postrzeganą. Trwał tak nieskończoną liczbę eonów a światy wokoło niego rodziły się i umierały. Rezojel całkowicie zapomniał, kim jest o ile kiedykolwiek wiedział. Przepełniony cierpieniem po prostu istniał opuszczony w niebycie. Może on był tym niebytem? Może on był tą ciemnością i ciszą? Zadawał sobie wcześniej pytania. Teraz już ich nie zadaje gdyż nawet jego myśli zatrzymały się.
W końcu błyski znów zaczęły pojawiać się mącąc spokój krainy niebytu. Najpierw jeden, następnie jeszcze kilka innych aż w końcu rozpętała się prawdziwa burza błyskawic i gromów. Olbrzymia kanonada przemieszczająca się to w jedną to w drugą stronę jakby toczyła się olbrzymia wojna światów. Ale tych czasów już nikt nie pamięta. Wtedy to Rezojel pierwszy raz zawiódł swego Stwórcę. Patrzył on na to bez najmniejszej reakcji nie robiąc nic. Przemierzające Trzecie Niebo istoty nawet nie wiedziały jak blisko unicestwienia się znalazły. Tuż pod nosem nieodgadnionej mocy anioła między wymiarowi podróżnicy przepływali rzekę ciemności. Aż do tamtej chwili.
Pojedynczy błysk zalał świat Rezojel’a nieznanymi mu dotąd odczuciami. Pozornie nieróżniący się od całej reszty tego okropnego zgiełku a jednak tak inny. Aniołowi wydawało się, że usłyszał głos cichy i spokojny, skierowany właśnie do niego. Wydało mu się, że ta istota, ten promień widzi go i mu współczuje. To zupełnie zbudziło anioła z jego stagnacji. Zerwał się z miejsca, w którym od zawsze był zawieszony i pognał za światłem. Z olbrzymią prędkością przekraczającą granice rozumu przemierzył wraz z nim granice, które zawsze były dla anioła zamknięte. Poczuł olbrzymie ssanie a potem…
…Ciemność. Znów widział tylko ciemność. Ale to nie była ta sama ciemność. Tym razem czekał na coś, co miało nadejść. Czekał na narodziny dla tego świata. Sprzeciwił się woli stwórcy, nie był już jego wiernym sługą i choć nie zdawał sobie z tego sprawy nie mógł pozostać dłużej aniołem. Rezojel obudził się w końcu, lecz nadal nie wiedział, kim jest. Nie pamiętał nawet, kim był i dlaczego znalazł się tu gdzie teraz jest i dlaczego jest tym, kim jest. Nie pamiętał tajemniczego błysku, który przewrócił jego świat do góry nogami. Wiedział natomiast, że jest teraz demonem a kobieta, której życie się skończyło, gdy jego zaczęło nadała mu nowe imię, które brzmiało Rezorius. Tak więc stał się dla ludzi istotą cienia, upadłym aniołem, niegodnym łaski swego Stwórcy.
*Starzec nagle przerwał opowieść. Popatrzył smutno na Ciebie zastanowił się chwilkę i rzekł ponownie.*
- Pewnie chciałbyś wiedzieć, co było dalej? Tak? No cóż powiem ci w skrócie, że nie jeden świat wtedy przestał istnieć. Opowieści o Rezoriusie Wielkim, Strasznym zawładnęły ludzkimi myślami swego czasu. Teraz ludzie o nim zapomnieli. Ale on wciąż gdzieś istnieje. Ukrywa się. Albo nie chce być po prostu zauważony. Jak długo to potrwa nie pytaj, bo sam nie wiem. Wiem za to jaki on jest naprawdę. CO? Też chciałbyś to wiedzieć? *Strzec uśmiechnął się dziwnie.* Tego nawet on nie jest w stanie pojąć. Ja ci tego nie powiem. Istnieją jednak skrawki opowieści spisanej jakiś czas temu w królestwie Galimoru. Taak, to było „przy ognisku” Zdaje się, że tytuł tej zakurzonej księgi to Mroczny władca. Ale nie szukaj jej. Poco ci ta wiedza? To i tak nic nie zmieni. Pozostaje nam tylko czekać aż Rezorius przestanie udawać człowieka i pokaże swą demoniczną stronę. *Stary człowiek odwrócił się i już miał wychodzić z gospody jednak zatrzymał się jeszcze przed drzwiami jakby się zamyślił* Ale czy on na pewno jest tylko demonem czy upadłym aniołem? A może jest kimś więcej?* Rzekł i przeszedł cicho prze próg. Nigdy więcej go nie zobaczyłeś.
Życie
Rezorius przemierzał ziemie nieustannie szukając czegoś, co wyrwało go z odmętów mroku. Nie wiedząc czy to istota ludzka czy innego pochodzenia pożądał spotkania. Poczucie desperacji narastało w demonie z każdym snem, w którym widział sylwetkę stojącą po kostki w wodzie. Otaczająca ją aura przypominała skrzydła, lecz niosła ze sobą coś jakby śmierć. Czym była ta istota? Nie wiedział tego, nie widział nawet jej twarzy. Czuł jednak, że posiada ona cos, co należy do niego. Jakby skradła mu to coś wtedy w mroku. Przechodząc przez wioski i miasta mylony był często z zarazą gdyż nie pozostawiał życia za sobą. Wciąż na przód zmierzając nie patrzył ile istnień rozgniecie i ile krwi przeleje. Stało się jednak, że stracił nadzieję. Zniknął wtedy z opowieści ludzi. Nie wiadomo gdzie przebywał. Nie wiadomo, kogo właśnie zabijał. Ludzkość mogła odetchnąć z ulgą. Teraz po tak wielu wiekach nad ziemią rozbłysnął świetlisty promień pędząc gdzieś w nieznane. Rezorius zbudził się. Wiele się zmieniło przez cały ten czas. Czyżby jednak znów odzyskał nadzieje? Czy jego nadzieja nie oznacza końca znanego nam świata?
Źrenice Rezoriusa rozszerzyły się. Jego świadomość przebrnęła przez znany jej mrok. Znów był na ziemi. Znów czuł powietrze wypełniające jego płuca i wiatr owiewający twarz. Demoniczna postać zstąpiła na ziemię uderzając o skały klifu swymi żelaznymi buciorami lekko wystającymi z pod płaszcza. Znów żył, znów był pośród ludzi. Nie był jednak w pełni sił. Coś się zmieniło. Być może będzie musiał znów przyzwyczaić ludzkie ciało do poruszania się. Spało zbyt długo. Rezorius udał się, więc na południe. W cieplejsze miejsce gdzie ziemia nie jest wciąż lodem pokryta. Wędrując długo trafił na Carstwo YousiuzenKi, wielką potęgę z wieloma wielkimi miastami i olbrzymią liczbą wiosek rozprzestrzenionych na przestrzeni wielu mil. Postanowił odpocząć a jego uwagę przyciągną wielki bór. Skierował się zatem w tamtą stronę. I zniknął za linią drzew.
- No takich łowów to my dawno nie mieliśmy. – rzekł Izaakmil do swego młodszego brata. Na co drugi kłusownik uśmiechnął się i obejrzał sobie bliżej zastrzelonego z łuku jelenia.
- Wiesz dobrze, że musimy się śpieszyć. Po tym lesie krążą strażnicy carscy, od kiedy zaczęły niknąć w nim zwierzęta.
- Tak tak, wiem o tym Kartin. Krążą plotki, że ci dranie zabijają kłusowników, których przyłapią na polowaniu.
- Czasy się zmieniły. Jak bym dorwał w swoje ręce tych idiotów, którzy łowią zwierzynę na handel to chyba bym łby poukręcał. – zawył złowrogo.
- Jeszcze trochę i nawet my nie będziemy mieli na co polować. Nawet ptaków już tu nie widuję. – obruszył się nagle Izaakmil i zaczął instynktownie oprawiać zdobycz. Przywiesił ją zadnimi nogami do gałęzi i zrobił dziurę w żołądku, po czym zaczął wyjmować wnętrzności. Zapach krwi rozniósł się po okolicy. Młodzi kłusownicy pracowali w milczeniu pośpiesznie dzieląc mięso i oprawiając skórę. Nagle gdzieś zza drzew rozległo się ciężkie stąpnięcie, któremu towarzyszyły metaliczne szczęknięcia i odgłosy łamanych gałązek. Oboje klęknąwszy się straży schylili się pośpiesznie i spojrzeli w kierunku, z którego dobiegł hałas. Za drzewami zamajaczyła jakaś ciemna postać. Zbliżając się powoli w ich stronę zdawała się rosnąć z każdą chwilą. Młodszy myśliwy wyjął z kołczanu strzałę i powoli nałożył ją na łuk. Naciągną cięciwę i wymierzył w nieproszonego gościa.
- Zaczekaj. – rzekł Izaakmil. Nie wiemy, kto to jest. Nie ma na sobie munduru carskiej straży.
- Co z tego? Więc to pewnie ten kłusownik.
- Ostrożnie. Porozmawiam z nim najpierw. Jak by coś to strzelaj. Hej nieznajomy! Kim jesteś i czego chcesz? – zapytał tonem pewnym siebie. Tajemnicza postać w czarnym płaszczu i kapturze na głowie nie zwalniając kroku zbliżała się w milczeniu.
- Stój! – wrzasnął w końcu. Mroczny nieznajomy stanął popatrzył na ludzi i na ich zdobycz. Zastanowił się przez chwilkę jakby rozważał wszystkie swoje wyjścia po czym odzianą dłonią w metalową rękawice zrzucił z głowy kaptur. Oczom kłusowników ukazała się uśmiechnięta twarz młodzieńca czarnymi gęstymi włosami i miękkimi rysami. Oczy miał ciemne trochę nawet przypominały kolor czerwony ale nie do końca.
- Dzień dobry. – zawołała wesoło postać. Przybywam z daleka i zastanawiam się czy dostanę od was trochę mięsa?
Zaskoczeni mężczyźni nie wiedzieli co mają powiedzieć. Jeden z nich zaprosił go gestem aby zbliżył się bardziej a drugi opuścił łuk.
- Jestem Rezorius. Może o mnie słyszeliście? – Zapytał nieznajomy niezmiennie wciąż z uśmiechem na ustach.
- Nie niestety nie. Czy ty jesteś z tond?
- Rozumiem. Więc możemy usiąść i porozmawiać. Nie, nie jestem z tond. Jestem bezdomnym wędrowcem.
- Jesteś najemnikiem. – wydedukował nieco niegrzecznie Kartin. – Nosisz wojenne rękawice i buty. Założę się że pod tym płaszczem masz zbroje.
Nieznajomy uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Racja. Bystry jesteś, rzeczywiście zajmowałem się tymi rzeczami. Ale teraz nie mam już chyba do tego serca. Ten rynsztunek to wszystko co mi zostało.
- A więc rzuciłeś ten zawód?
- Tak, już jakiś czas temu. A więc? Dostanę trochę waszego mięsa?
- Ach oczywiście. – powiedział Izaakmil i podał Rezoriusowi całą nogę zwierzęcia.
- Dziękuję wam serdecznie.
- Nie ma za co. Trzeba sobie pomagać prawda? Rezorius spojrzał nagle na niebo.
- Zaczyna się ściemniać. Nie radzę wam ruszać gdziekolwiek. W lesie po zmroku jest niebezpiecznie. Lepiej rozbijcie tu obozowisko i rozpalcie ognisko.
Bracia spojrzeli na niego trochę podejrzliwie.
- Wiesz co masz rację. O tej porze powrót do domu jest rzeczą niemądrą. Zdaje się że tu zostaniemy. A ty? Nie zamierzasz chyba iść dalej albo nocować samemu?
- W zasadzie nie chciałem się wpraszać.
- Nonsens. - zaoponował Izaakmil. – Zostaniesz dzisiaj z nami. Zresztą im nas więcej tym lepiej.
Wszyscy troje rozpalili ognisko i rozłożyli prowizoryczny szałas. Na ogień wstawili upolowane mięso by posilić się przed snem. Po posileniu się oboje bracia wśliznęli się do szałasu. Obcy odmówił jednak. Usiadł przy ognisku i powiedział, że posiedzi tu jeszcze trochę i poogląda gwiazdy.
- On jest jakiś dziwny. – zauważył Kartin kładąc się obok brata w szałasie.
- Nie przeczę. Jest dość osobliwy.
- Nie rozumiesz mnie bracie. Z nim jest coś nie tak. Pamiętasz jego twarz? Kiedy spojrzał w niebo. Wtedy przez, krótka chwilkę przestał się uśmiechać. Wydało mi się wtedy że jego twarz stała się tak jakaś inna.
- Co masz na myśli?
- Jakby cała ta uśmiechnięta mina to była jakaś maska. Wtedy jego rysy wydały się ostrzejsze, bardziej wyraziste i te oczy. Jakby nieludzkie. Zimne i gorące jednocześnie. Wtedy zerknął na mnie z ukosa jakby wyczuł, że się mu przyglądam. I to było najpotworniejsze spojrzenie jakie przeżyłem. Ja bym zajrzał w otchłań śmierci. Nie potrafię tego dobrze wytłumaczyć ale..
- Dosyć! – przerwał mu starszy brat. – Jest naszym gościem i winieneś mu trochę szacunku okazać. Zresztą nie wygląda mi na carskiego łotra.
- Ale bracie. On..
- Mówiłem, dosyć! Nie chce już więcej słuchać twoich podejrzeń. Myślę, że od śmierci matki nie możesz otworzyć się na innych.
Bracia nie mogąc dojść do porozumienia zasnęli w końcu rozgniewani na siebie. Noc mijała leniwie a sny zaprowadziły ludzi do nieodkrytych krain gdzie spełniały się życzenia. Chłodny ranek rozjaśnił wnętrze szałasu. Rezorius najwidoczniej w ogóle tu nie wchodził. Nagle do głowy młodszego brata wpadła przerażająca myśl, iż okradł ich i zbiegł. Strwożony wypadł z namiotu lecz nie. Nic nie zginęło. Nawet ogień nie zgasł jakby ktoś pilnował go i podsycał całą noc. Po gościu nie został nawet ślad. Uspokojony usiadł przy ogniu i bezmyślnie począł zasypywać go garściami ziemi patrząc na płomienie i czekając aż zbudzi się jego brat. Siedząc tak przez jego umysł przebiegł obraz tego straszliwego spojrzenia i wzbogacony przez wyobraźnię ukazał mu twarz przybysza groteskowo wykrzywioną z wielkimi zębiskami i długim zaślinionym jęzorem. Obruszył się jakby zobaczył wyjątkowo brzydkiego robaka chodzącego po jego ręku. Coś za nim chrupnęło. Odwróciwszy się natychmiast ku swej uldze spostrzegł iż był to tylko jego brat.
- No wygrzebałeś się w końcu. Chodźmy już tu nie jest bezpiecznie.
- A gzie nasz gość? – zapytał trochę nieprzytomnym głosem przecierając oczy i rozglądając się dookoła.
-Nie ma go, chyba odszedł rano.
- Chyba go nie wygoniłeś? – zapytał podejrzliwie. Wiedząc, że jego brat jest strasznie impulsowy byłby do tego zdolny.
- Nie, przecież mówię ci że już go nie było kiedy wyszedłem z szałasu.
- Izaakmil spojrzał na brata niezbyt przychylnie i w ciszy spakował ich rzeczy. Ruszyli w kierunku domu przedzierając się przez leśne gęstwiny. Oboje nie odzywali się do siebie przez całą drogę wyraźnie pokłóceni co do tej pory im się nie zdarzało. Byli bowiem niezwykle ze sobą zżyci. Teraz jednak każdy pogrążony w swoich myślach o tajemniczym gościu nie zwracał uwagi na swego towarzysza.
- Stać! Kto idzie! - ryknął jakiś basowy głos gdzieś z boku. W jednej chwili otoczyła ich grupka żołnierzy. Strażnik ponowił pytanie gdy nie doczekał się odpowiedzi od mocno zaskoczonych myśliwych. Wpadli na grupę szukających kłusowników. Dwóch tęgawych zbrojnych natychmiast podskoczyło do braci i szybkim ruchem wykręcili im ręce odbierając jednocześnie łuk.
- Kto idzie! – wrzasnął ponownie. Obejrzał ich bacznym okiem i dostrzegł upolowaną wcześniej zwierzynę. - Kłusownicy. – odpowiedział sam sobie z satysfakcją w głosie.
- To nie my! - wydarł się zrozpaczony Kartin myśląc, iż strażnik oskarża ich o znikniecie wszystkich zwierząt. – To nie my wykradliśmy wszystkie zwierzęta. My tylko to co mamy by z głodu nie umrzeć.
- Co ty idoto masz mnie za głupca? Przecież wiem że wy chłystki byście tego nie zrobili.
Nagle bracia uświadomili sobie, iż wszyscy tu są jakby nerwowi. Ich spojrzenia rozbiegane jakby się chowali. Dopiero teraz zauważyli jednego ze zbrojnych siedzącego na głazie tamującego sobie ręką mocno krwawiącą ranę.
- Co tu się stało? – zapytał zdezorientowany Izaakmil.
- Nie wasza sprawa! – ryknął strażnik. Jednak po chwili zmienił zdanie. – Zaskoczył nas ktoś w nocy. Wyrżnął połowę moich ludzi i zbiegł. Widzieliście kogoś wczoraj lub dzisiaj? – dodał szybko. – Tylko nie kłamać bo obu na miecz nadzieje. – ryknął ponownie jeszcze bardziej złowieszczo.
- Nie. – odpowiedział szybko Izaakmil.
- Jeśli kłamiecie połamię wam wszystkie kości złodzieje. Wiecie jakie kary czekają na kłusowników.
- Widzieliśmy jednego człowieka. Wczoraj obozował z nami daleko stąd ale nad ranem już go nie było.
Izaakmil zrobił strasznie zawiedzioną i rozzłoszczoną minę.
- Kto to był! Jak wyglądał i jak się nazywał! Gadaj psie!
- Mówił że był byłym najemnikiem. Ubrany był w czarny płaszcz jednak pod nim nosił zbroje. Jestem pewien.
- Miał broń?
- Nie wiem nie widziałem. Mógł ją schować w krzakach zanim nas zobaczył. – wyjęczał przerażony sytuacją.
- Jak się nazywał? Pamiętasz?
- Tak mówił że nazywa się Rezorius. – twarz strażnika stężała a brwi zmarszczyły się. W jednej chwili ciężka ręka żołnierza uderzyła Kartina prosto w twarz łamiąc nos i wywołując strużkę krwi. Myśliwy zawył.
- Mówię prawdę!
- Ty kłamliwy psie! Myślisz że jestem jakimś idiotom? Znam te stare legendy. Chcesz sobie ze mnie żartować, tak?
- Nie przysięgam że mówię prawdę!
Na te słowa pośród żołnierzy zapanowało zamieszanie. Szeptali jeden prze drugiego.
- Mógł tylko podawać się za niego. – odezwał się nagle największy drab Akimus. – Chciał pewnie wywołać większe zamieszanie. – roześmiał się nie do końca szczerze.
- Tak, tak masz rację. Więc nie ważne jak on się nazywa musimy go znaleźć. – strażnik nieco się zrelaksował. – Niech ja go tylko dopadnę. Rozpłatam jak świnie!
- Przepraszam najmocniej, że przeszkadzam ale czy mogę się wtrącić? – rozległ się głos za drzewami i w tej że samej chwili wyszedł z za nich młody wysoki mężczyzna odziany w czarny płaszcz ze spuszczonym kapturem i o twarzy uśmiechniętej serdecznie.
- Co? Kto? – wydukał zdezorientowany strażnik lecz w tej samej chwili rozpoznał w nim mężczyznę z opisu.
- Nie chce przeszkadzać ale przypadkowo podsłuchałem waszą rozmowę i wydaję mi się, że mnie szukacie.
- A więc to ty podajesz się za Rezoriusa? – zapytał strażnik siląc się na pewny i stanowczy głos.
- Tak ja jestem Rezorius. Znacie mnie? – zapytał nagle z zainteresowaniem.
Jedyne co przyszło strażnikowi do głowy to rozkaz ataku i w jednej chwili kilka strzał pomknęło w stronę przybysza przecinając jedynie niebo i zatrzymując się w korze drzewa które stało za nim.
Postać zniknęła a ogłupiali strażnicy poczęli bezmyślnie rozglądać się dookoła. Coś poruszyło się w koronie drzewa i gdy tylko strażnik zdążył podnieść wzrok mroczna postać wystrzeliła z pomiędzy gałęzi z zapierającą prędkością lądując tuż za strażnikiem. Z palca metalowej rękawicy wysunęło się długie ostrze niczym piekielny szpon i zatrzymało się tuz przy jabłku adama strażnika.
- Czemu atakujecie nieuzbrojonego nieznajomego bez uprzedzenia? Czyżbyśmy nie różnili się aż tak bardzo? – zapytał Rezorius wciąż zachowując wesoły uśmiech.
- To potwór. – wyrwało się z ust Kartina.
- Rzucić broń! - wrzasnął zdębiały strażnik. Nikt jednak nie posłuchał go. Każdy żołnierz jeszcze mocniej zacisnął w dłoni swą broń. Po chwili milczenia jaka zapanowała Akimus otrząsnął się i unosząc ostrze do góry ruszył na przód krzycząc opeńtańczo z zamiarem pocięcia bestii. Do tej pory nie spotkał godnego siebie rywala był więc butny i zawsze pewny siebie. Rezorius zrobił jednak coś czego nikt by się nie spodziewał. Swym szponem rozerwał gardło strażnika w taki sposób, że chrząstka z krtani wystrzeliła i trafił Akimusa prosto w oko. Ten zatrzymał się natychmiast wypuściwszy miecz zaczął łapać się za głowę i pocierać oko pięścią bluzgając przy tym obficie. Nie czekając ani sekundy Rezorius wystrzelił w jego stronę a z pozostałych jego palców także wysunęły się podobne metalowe szpony. Przybysz poszatkował wielkiego draba w kostkę bryzgając przy tym obficie krwią. Izaakmil nie wytrzymując zwymiotował obficie a Kartin począł się wyrywać. Gdy strażnik, który go trzymał oprzytomniał puścił uścisk i zbiegł do lasu a w jego ślad podążyła reszta żołnierzy. Kartin zaczął podnosić brata, który ogarnięty szokiem nie mógł ustać na nogach.
- Uciekajmy! – krzyczał nieustannie lecz targanie Izaakmila było zbyt męczące w efekcie posówali się bardzo powoli.
- Gdzie idziecie? – usłyszał nagle najzwyklejsze w świecie zapytanie Rezoriusa, który szedł już tuż obok nich i przyglądał się im wciąż uśmiechnięty.
Kartin tak się przeraził, iż upuścił brata i odskoczył do tyłu. Rezorius schylił się natychmiast i dobrotliwie zaczął podnosić Izaakmila.
- Już dobrze trzymam cię. - powiedział serdecznie i oparł go na swoim ramieniu. Do oczu Kartina dotarł zatrważający widok. Jego brat znajdował się tera w szponach bestii.
- Puść go ty potworze! – krzyknął zrozpaczony. Nagle uśmiech spełzł z twarzy Rezoriusa a jego spojrzenie spotkało się z oczami młodego myśliwego. To była najbardziej przerażająca chwila w jego życiu. Rysy twarzy przybysza nie wydawały się teraz tak miękkie i do końca ludzkie. Spojrzenie głębokie jak nieskończona przestrzeń z czymś świecącym na czerwono niczym płomienie na dnie zdawały się go pochłaniać. Spojrzenie zimne i gorące za razem wywołało u Kartina atak paniki i popuściło wodzy jego wyobraźni. Teraz twarz demona stała się jeszcze potworniejsza. Z paszczy wystawał wielkie zębiska i długi jęzor. Demoniczna postać wydawała się teraz rozgniewana lecz po chwili Rezorius znów się uśmiechnął smutno tym razem. Więc bierzesz mnie za potwora. Cóż to pewnie prawda. Może i my demony zawsze będziemy dla was ludzi takie same. Uśmiechnął się już pogodniej.
- Masz weź swojego brata. Nie ustoi na własnych nogach.
Myśliwy przeraził się, że demon każe mu do siebie podchodzić ale nie mając innego wyjścia zbliżył się powoli i chwycił brata. Przełożył sobie jego rękę przez kark i się wyprostował. Izaakmil nie ruszał się i kłusownik wystraszył się iż nie żyje.
- On żyje, tylko śpi. – powiedział Rezorius odgadując myśli Kartina. – Lepiej żeby spał. Wy ludzie podczas snu jesteście w zupełnie innej krainie, bliżej wrót raju. – powiedział teraz całkiem wesoło.
- A ty? – zapytał myśliwy nie wiedząc sam czemu. – Gdzie wy demony znajdujecie się gdy śpicie?
- My wracamy do odwiecznej ciemności i pustki, zawsze sami i pochłonięcie przez smutną wieczność. Choć wczoraj miałem inny sen człowieku. Śniła mi się istota której szukałem. Stała w wodzie. Taak, to był dobry sen. Myślę że już czas ruszyć dalej. Nie wolno mi zapomnieć, muszę szukać.
- Gdzie się udasz? – zapytał nieśmiale Kartin.
- Słyszałem o krainie w której mieszka wiele ciekawych istot. Może jest tam też ta z moich snów. Podobno w królestwie Galimoru jest bardzo ciekawie. – uśmiechnął się demon i zniknął za drzewami.
- Czy kiedyś tu wrócisz? – krzyknął jeszcze Kartin w przestrzeń lecz odpowiedziała mu tylko cisza pozostawiona przez ptaki.
Dwaj bracia wyszli cało z lasu. Jednak nigdy już nie byli tacy sami. Mimo, iż do boru powróciły zwierzęta i zleciało się ptactwo, nigdy już nie przekroczyli jego granic. Po jakimś czasie dotarły do nich wieści z dalekiej krainy zwanej Galimorem o krwawych wojnach i zatargach pomiędzy gildiami. Podobno niezgoda i złość zagościły tam szukając szczęścia sprowadzając ze sobą krwawy deszcz.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|