Agne
Administrator
Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 80
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Ona
|
Wysłany: Czw 13:39, 18 Lut 2010 Temat postu: Aga rodział 5- Prosze nie odchodź |
|
|
Rozdział 5
„ Proszę nie odchodź”
Agnieszka z przyjemnością leżała w swoim łóżku. Była w domu tylko z tatą, ale zupełnie jej to nie przeszkadzało. Zauważyła obok biurka plecak i reklamówkę.
- Tato! - zawołała szybko.
- Tak? - zapytał mężczyzna, wsuwając głowę do pokoju.
- Wejdź - poprosiła go, a on posłuchał jej.
- Potrzebujesz czegoś? - chciał się dowiedzieć.
- Nie. Chciałam tylko zapytać kiedy był tutaj Michał? - wyjaśniła dziewczyna.
- Jakieś dwie godziny temu, spałaś więc tylko zostawił torbę i wyszedł.
- Mówił coś? - wypytywała dalej Aga.
- Tylko tyle, że później przyjdzie do ciebie Ola.
- Aha - westchnęła dziewczyna, z powrotem wtulając głowę w poduszkę. Borczyński opuścił jej pokój, cicho zamykając za sobą drzwi.
Dziewczyna zamknęła oczy, oddając się rozmyślaniom. Miała nadzieję, że jej ukochany wkrótce się pojawi i będą mogli spokojnie porozmawiać. Martwiła się o niego, nie chciała żeby brał. Miała do niego tyle pytań, ale on najwyraźniej unikał poważnej rozmowy. Czyżby się jej bał? Co przed nią ukrywał i dlaczego? Nie pozna odpowiedzi na dręczące ją pytanie jeśli z nim nie porozmawia.
Sylwia zaczęła się pakować już wczesnym rankiem. Rafał obserwował ją rozbawiony.
- Ile razy jeszcze rozpakujesz dziś tę torbę? - zainteresował się, gdy dziewczyna po raz trzeci wyciągnęła swoje ubrania, rzucając je na łóżko.
- Tyle ile będzie trzeba - prychnęła dziewczyna, posyłając mu wymowne spojrzenie.
Chłopak obserwował jak wprawionym ruchami dłoni składała kolejne części swojej garderoby.
- A ty się nie pakujesz? - zapytała nagle, nawet nie patrząc w jego stronę.
- Wolę poobserwować jak ty się męczysz - oznajmił chłopak, a w jego głosie słychać było wyraźne rozbawienie.
- Jak dalej będziesz tak siedział, to spóźnimy się na pociąg do Warszawy - poinformowała go.
- Nie martw się. Godzina mi wystarczy - odpowiedział, wzruszając tylko ramionami. W odpowiedzi dziewczyna rzuciła w niego jaśkiem. Chłopak uchylił się zręcznie przed pociskiem i roześmiał. Podbiegł do niej, przewracając na łóżko i pocałował ją.
Michał nie poszedł tego dnia do szkoły, wstał jak zawsze wcześnie rano. Nie chciał żeby Marlena zaczęła coś podejrzewać. Nie miał ochoty na kolejne z jej kazań. Był święcie przekonany, że jego siostra w przyszłości stanie się doskonałym pedagogiem, ale on nie zamierzał stać się jej królikiem doświadczalnym. Przez kilka godzin kręcił się po centrum miasta, oglądając wystawy sklepów nigdzie nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca. Wrócił do domu żeby wziąć rzeczy dziewczyny, a następnie zaniósł je do jej domu. Na szczęście Agnieszka akurat spała, nie pozwolił panu Mariuszowi na obudzenie córki. Po prostu zostawił rzeczy obok biurka. Wiedział, że nie uniknie poważnej rozmowy z nią. Nie będzie mógł odkładać tego w nieskończoność, ale na razie chciał to odwlekać tak długo jak się da. Po dłuższym namyśle postanowił jechać na polankę. W tej chwili potrzebował spokoju i samotności. Musiał przemyśleć kilka spraw, poukładać jakoś swoje rozbiegane myśli. Podróż miejskim autobusem strasznie mu się dłużyła. Brakowało mu jej obecności, zapachu, słów i spojrzeń. To przez niego o mały włos nie straciła życia, powinien był lepiej schować te narkotyki. Nie potrafił sobie wybaczyć, że zostawił ją samą w pokoju, narażając na niebezpieczeństwo. Nie wiedział, jak ma spojrzeć w te śliczne oczy i przeprosić. Nie chciał sobie nawet wyobrażać swojego życia gdyby ją stracił. Bał się, że odrzuci go z powodu narkotyków. Oczywiście mógł jej obiecać, że przestanie brać, ale nie miał żadnej pewności czy uda mu się dotrzymać słowa. Z łatwością mógł zrezygnować z łykania ekstazy, nie potrzebował groszków żeby się dobrze bawić. Dużo ciężej byłoby mu odstawić amfetaminę, dopiero teraz zdał sobie sprawę, że się uzależnił. Potrzebował jej, nie wytrzymałby zbyt długo bez przypływów energii po jej zażyciu. Dzięki temu środkowi mógł się skoncentrować na nauce, a było to dla niego bardzo ważne, ze względu na zbliżającą się maturę. Amfetamina dawała mu poczucie pewności siebie i pozwalała odsunąć lęk. Najczęściej wciągał ją przez śluzówki nosa, czekając. Czasem zastanawiał się nad dożylnym przyjęciem narkotyku, ale wciąż odkładał ten moment na bliżej nieokreślone później. W końcu dotarł na polankę, usiadł na trawie na samym środku, zamykając oczy. Przypomniał sobie tamten dzień, gdy siedzieli na niej razem. To było piękne wspomnienie, lecz nie pomogło mu się uspokoić. Wciąż nie wiedział co zrobić ze swoim życiem. Nie miał pojęcia jak potoczą się jego dalsze losy. Jednego był pewien, nie dowie się tego dopóki nie porozmawia z Agnieszką. Postanowił, że odwiedzi ją, już dziś wieczorem. Spędził na polance kolejną godzinę, delektując się spokojem i ciszą.
Sylwia i Rafał, już od piętnastu minut stali na peronie i czekali na pociąg. Nie mogli się doczekać kiedy w Gracji wysiądą z samolotu. To miała być podróż ich życia, chociaż dziewczyna zupełnie sobie nie zdawała sprawy, że ten wyjazd przeniesie ich związek na kolejny etap. Nawet przez chwilę nie spodziewała się, że Rafał wykorzysta ich drugą rocznicę, zadając jej pytanie. Nie wiedziała, że z tej podróży wróci ze złotym pierścionkiem zaręczynowym na palcu, stając się jego oficjalną narzeczoną.
Pan Borczyński otworzył Oli drzwi.
- Dzień dobry - przywitała się dziewczyna.
- Wejdź. Agnieszka się niedawno obudziła - poinformował mężczyzna, wpuszczając ją do środka. Przyjaciółka zapukała, a następnie delikatnie otworzyła drzwi.
- Cześć - przywitała ją dziewczyna, a w jej głosie nie było nawet najmniejsze nutki entuzjazmu. Ola przysunęła sobie krzesło do łóżka przyjaciółki.
- Czym się tak martwisz? - zapytała ją.
- Niczym - stwierdziła Agnieszka, wpatrując się w sufit. Przez chwilę obie milczały, w końcu Ola wstała i usiadła na łóżku koło swojej koleżanki.
- Chodzi o Michała - oznajmiła.
Borczyńska niechętnie przeniosła na nią spojrzenie i bez słowa się jej przyglądała.
- No powiedz coś - zdenerwowała się nagle dziewczyna.
- Nie chce mi się - oznajmiła Agnieszka.
- Nie no, ja z tobą nie wytrzymam - westchnęła Ola.
- Nie ty jedna - rzekła Borczyńska.
Dziewczyny spojrzały na siebie, niemal jednocześnie wybuchając śmiechem. Dopiero po kilku minutach mogły ze sobą porozmawiać.
- Ola, powiedz mi czy Michał bierze od dawna?- zapytała Agnieszka. Jej głos wypełniony był strachem i nutą ciekawości.
- Nie mam pojęcia. Próbowałam porozmawiać o tym z Pawłem, ale nie chciał mi nic powiedzieć. Wiem, tylko, że na tej imprezie u Kuby wziął ekstazę. Musisz z nim pogadać - oświadczyła nastolatka.
- Chciałabym, ale on mnie wyraźnie unika, a ja do jutra muszę siedzieć w domu - wyznała zmartwiona dziewczyna.
- Przecież możesz do niego zadzwonić i poprosić żeby przyszedł - zasugerowała jej przyjaciółka.
- Nie mogę. Nie chcę go do niczego zmuszać. Poczekam i zobaczę czy przyjdzie - głos Agnieszki, stawał się coraz cichszy i smutniejszy w miarę mówienia.
- Nie martw się, na pewno wkrótce cię odwiedzi. Znam Michała i wiem, że cię kocha. Teraz się pewnie obwinia o całą tę sytuację z ekstazą.
Michał stał pod klatką Agnieszki już od dobrych dziesięciu minut. Zastanawiał się jak zacząć rozmowę i co powiedzieć jej o narkotykach. Nie chciał kłamać, ale prawda na pewno jej się nie spodoba. Zresztą nic dziwnego, kto by chciał mieć chłopaka narkomana. On sam nie był z siebie zadowolony, nie wiedziała nawet kiedy stracił kontrolę nad swoim życiem. Jakaś kobieta wyszła z klatki i spojrzała na niego podejrzliwe. Michał wszedł do klatki, wbiegł na górę przeskakując dwa, czasem trzy schodki na raz.
- Dzień dobry - powiedział, gdy pani Borczyńska otworzyła mu drzwi.
- Wejdź. Aga się ucieszy - stwierdziła kobieta, a po chwili dodała: - Napijesz się czegoś?
- Nie, dziękuję. Proszę sobie nie robić kłopotu, ja tylko na chwilę.
Pani Renata uśmiechnęła się do niego, już ona znała te krótkie chwilki młodych zakochanych. Nawet nie zauważą kiedy minuty zmienią się w godziny.
Chłopak wszedł do pokoju ukochanej:
- Witaj, słonko - powiedział, siadając obok niej i całując. Agnieszka przytuliła się do niego, kładąc mu głowę na ramieniu.
- Musimy poważnie porozmawiać - oznajmiła, starając się nadać głosowi poważne i ostre brzmienie.
- Wiem - powiedział Michał, patrząc jej prosto w oczy. Dziewczyna odwróciła wzrok, nie mogła teraz na niego patrzeć. Ta rozmowa i tak była już trudna.
- Przepraszam - szepnął chłopak.
Nie spojrzała na niego, chociaż położył jej na rękę na ramieniu. Odsunęła się, jeśli nadal pozwoli mu się dotykać, nie uda się jej zachować spokoju i porozmawiać z nim. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Michał wstał i zaczął chodzić w kółko po pokoju, czekał, aż zada pytanie, które musiało paść podczas tej pogawędki. Czuł się jak pospolity bandyta przyłapany w momencie popełniania przestępstwa.
- Długo bierzesz? - zapytała w końcu Aga. Nie mogła już dłużej znieść ciszy. W powietrzu dało się niemal wyczuć napięcie między nimi. Oboje wiedzieli, że właśnie ta rozmowa, ta minuta, a może nawet sekunda zdecyduje o ich przyszłości.
Chłopak wzruszył ramionami, dopiero po chwili odpowiadając:
- Od jakiegoś czasu. Mniej więcej pół roku - wymamrotał w końcu. Już na nią nie patrzył, nie potrafiłby znieść rozczarowania w jej pięknych oczach.
- Proszę powiedz, że nie jesteś narkomanem - szepnęła dziewczyna, powstrzymując łzy. Nie chciała płakać, jeszcze nie teraz. Nie przy nim, to nie mógł być ich koniec. Czekała na jego odpowiedź, ale on milczał. Nie mógł jej okłamać, ale nie chciał mówić prawdy. Mógł tylko milczeć.
- Powiedz, że to była tylko ekstaza - nakazał mu dziewczyna, odrobinę podniesionym głosem.
- Nie mogę - szepnął chłopak, zatrzymując się obok drzwi.
- To już koniec - szepnęła Agnieszka, kolejny raz przełykając łzy.
- Nie musi tak być - szepnął Michał, robiąc kilka kroków w jej stronę. Znów się zatrzymał i patrząc na nią rzekł: - Przecież ja mogę…
- Przestań! - krzyknęła dziewczyna, nie pozwalając mu skończyć zdania. Michał cofnął się spowrotem pod drzwi , położył rękę na klamce i zawahał się.
- Jesteś tego pewna? - zapytał ją. W jego oczach wyraźnie widziała niedowierzanie i nadzieję.
- Wyjdź - rzuciła krótka, sama zaskoczona ostrością swojego głosu.
Chłopak otworzył drzwi i wyszedł, a ona patrzyła w ślad za nimi. Nie tak wyobrażała sobie tę rozmowę. Miała nadzieję, że nie będą musieli się rozstawać, ale teraz było już za późno. Nie wstrzymywała dłużej łez, czuła jak duże krople jedna za druga spływają po jej policzkach. Ten związek nie miał szans na przetrwanie, nie potrafiłaby być z kimś kto bierze. Nie chciała się wciąż bać o ukochanego, który w każdej chwili mógłby przedawkować. Osobiście się przekonała jakie konsekwencje mogła przynieść taka z pozoru niewinna zabawa z narkotykami. Michał chciał jej obiecać, że przestanie brać, ale ona mu na to nie pozwoliła, nie wierzyła, że byłby w stanie dotrzymać danego słowa. Miała nadzieje, ze chłopak nie zrobi teraz nic głupiego. Nie wybaczyłaby sobie gdyby coś mu się stało, wciąż go kochała. Wierzyła, że przestanie brać i poprosi ją o kolejną szansę. Miała złe przeczucia, ale postanowiła je zignorować, to tylko podświadomość usiłowała spłatać jakiegoś figla. Miała teraz ważniejsze, prawdziwe problemy do rozwiązania.
Kuba uczył się właśnie na jutrzejsza klasówkę z historii, gdy usłyszał samochód zatrzymujący się przed bramą. Odruchowo spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę siedemnastą, na Pawła i Olę było jeszcze za wcześnie. Podszedł do okna i wyjrzał prze nie. Przez chwilę nie mógł uwierzyć własnym oczom. Zbiegł na dół, zeskakując z większości stopni, wybiegł przed dom krzycząc:
- Mamo! Tato ! Adaś!
Mężczyzna odwrócił się w jego stronę i mocno go uściskał.
- Tęskniłem za tobą synku - oznajmił.
Kobieta spojrzała na Kubę, chłodnym głosem prosząc:
- Pomóż bratu wysiąść z auta.
Dobry humor chłopaka natychmiast się ulotnił. Miał nadzieje, że ta długa rozłąka wpłynie na jego chłodne stosunki z matką. Sam wciąż obwiniał się o wypadek brata, rozumiał ją, ale potrzebował jej miłości. Jemu też było ciężko żyć z taką świadomością. Wsiadał do samochodu.
- Cześć, Adaś - powiedziała do brata, przybijając z nim piątkę. Po chwili zapytał: - A gdzie twój wehikuł? - od dawna nazywali tak nowoczesny wózek inwalidzki który umożliwiał chłopcu przemieszczanie się.
- Już go nie potrzebuję - wyznał mu brat, a jego głos przepełniała radość. Kuba uśmiechnął się do niego, naprawdę bardzo się już za nim stęsknił.
- Wysiądź. Podasz mi kule - poprosił Adam.
Kuba obserwował jak jego młodszy braciszek, pewnie wspierając się na dwóch plastikowych rurkach wchodzi do domu, wzruszenie dławiło jego gardło i odbierało głos. Nagle poczuł na swoim ramieniu mocną, męską dłoń.
- Nie przejmuj się mamą - powiedział mu tata.
- Ona mnie nienawidzi - stwierdził nim zdążył się ugryźć w język.
- To nie tak, daj jej trochę czasu. Sam widzisz, że z Adasiem jest już dużo lepiej.
- Czy on będzie chodził? - zapytał chłopak.
- Nie wiem, ale są na to duże szanse. No, ale teraz pomóż mi pownosić te toboły - nakazał ojciec, wskazując bagażnik pełen toreb. Razem pownosili bagaże do domu. Pani Ewelina krzątała się już po kuchni przygotowując spaghetti. Kuba chwycił torby wskazane mu przez brata i przeniósł je do odpowiedniego pokoju. Adaś stanął w progu, kilka minut później rozglądając się z zachwytem dokoła. Ściana obok okna zapełniona była namalowanymi przez Kubę i Olę helikopterami i samolotami, które chłopak tak uwielbiał. W pokoju stały drewniane meble, stół i kilka krzeseł, naprzeciwko okna stało długie i szerokie biurko.
- Przeniosłeś swój komputer do mojego pokoju? - zdziwił się Adaś. Kuba roześmiał się po czym wytłumaczył bratu.
- Nie. Pracowałem i kupiłem ci nowy. Chciałem ci zrobić niespodziankę.
- Nie musiałeś - powiedział chłopak, siadając na łóżku. Dopiero teraz zauważył mini lodówkę wciśniętą w kąt przy ścianie.
- To nie była twoja wina - stwierdził nagle Adaś.
Kuba spojrzał na niego zaskoczony, nagłą zmianą tematu. Spodziewał się raczej okrzyków zachwytu, pytań i opowieści o pobycie w Stanach Zjednoczonych. Nie był przygotowany na rozmowę o tamtym strasznym dniu, ale jego młodszy brat nie miał zamiaru jeszcze jej kończyć.
- Mama nie powinna mieć do ciebie pretensji. Setki razy mi mówiłeś, że nie powinienem skakać, zwłaszcza w obcych miejscach. Zabraniałeś mi skoków na główkę, ale ja nie chciałem cię słuchać. Denerwowałem się gdy usiłowałeś mnie przeprosić, bo sam sobie to zrobiłem.
Kuba był zbyt zaskoczony słowami i poważnym tonem młodszego brata, żeby cokolwiek powiedzieć. Adaś patrzył na brata, uśmiechając się, czasem miał wrażenie, że tak właściwie to on jest straszy.
- Cieszę się, że już nie bierzesz - oznajmił kończąc tym samym rozmowę.
Marlena skończyła właśnie jeść drugie danie, podczas gdy Michał wciąż się bawił się pomidorową zupą.
- Przestań wreszcie i jedz - zdenerwowała się w końcu.
W odpowiedzi chłopak odsunął talerz, wstając od stołu. Dziewczyna zaczynała się poważnie o niego martwić, coś musiało się stać. Niestety mogła tylko czekać, aż sam przyjdzie do niej i powie o co chodzi. Był strasznie uparty, na pewno zbyłby ją jakimiś półsłówkami gdyby spróbowała go wypytać jaki ma problem. Zwłaszcza jeśli było to coś poważnego i dotyczyło spraw osobistych, a jego zachowanie pozwalało przypuszczać, że ten ponury nastrój ma coś wspólnego z Agnieszką.
Michał wiedział, że Marlena nie wejdzie teraz do jego pokoju bez pukania. Wyciągnął ze skrytki dwie paczuszki marihuany. Przez chwilę ważył je w dłoniach, wahając się.
„Co mi tam i tak nie mam już nic do stracenia” uświadomił sobie, podejmując decyzję. „Może dzięki temu uda mi się jakoś przetrwać najbliższe godziny i poczuć radość życia”. Palił maryśkę, chcąc jak najbardziej skrócić oczekiwanie na tak zwanego kopa, czyli krótkotrwały okres intensywnej euforii. Po dziesięciu sekundach odzyskał radość życia, poczuł przypływ energii i zapragnął działać.
Agnieszka zmusiła się do zjedzenia obiadu, nie chciała żeby rodzice zaczęli zadawać pytania. I tak już niedługo sami się zorientuję, że nie jest z Michałem, nie musiała im o tym wcześniej mówić. Po posiłku zamknęła się w pokoju, siedząc na łóżku wpatrywała się w zdjęcie Michała na swojej komórce, zrobione dwa dni wcześniej. Minęło dopiero kilka godzin od ich rozstania, a ona już tak bardzo za nim tęskniła. Była na siebie zła, powinna mu pomóc, a nie odwracać się do ukochanego plecami. Najłatwiej było odejść i zostawiać go na pastwę losu. Dziewczyna miała coraz gorsze przeczucia, ale nadal uparcie je ignorowała. Przecież nic złego nie mogło się już stać. Po raz kolejny wybrała numer Michała, rozmyślając i rozłączając się w ostatniej chwili. Chciała z nimi porozmawiać, przytulić się do niego i pocałować, a tego nie dało się zrobić przy pomocy komórki. Miała ochotę wysłać mu smsa, ale nie wiedziała co napisać. Ściągnęła z siebie piżamę i ubrała się. Nie miała żadnej pewności, że tata zgodzi się ją zawieść do domu Michała, ale musiała spróbować. Nie mogła czekać z tą rozmową do juta. Chciała jak najszybciej zobaczyć się z ukochanym. Dłużej już nie mogła ignorować dręczących ją złych przeczuć. Coś wyraźnie wisiało w powietrzu, a ona mogła tylko mieć nadzieję, że wydarzenie to nie ma nic wspólnego z Michałem.
- Tato musisz mnie podwieźć - oznajmiła pojawiając się nagle w kuchni. Mężczyzna spojrzał na nią zaskoczony, pytając:
- A dokąd chcesz jechać?
- Do Michała - wyjaśniła szybko.
- Przecież był u ciebie kilka godzin temu - wtrąciła się do rozmowy milcząca dotąd mama.
Córka spojrzała na nią, a pod wpływem jej wzroku kobieta zamilkła. Dopiero po chwili stwierdziła:
- Właśnie dlatego musze do niego jechać.
Kuba ciągle siedział z bratem w jego pokoju. Grali w różne, coraz trudniejsze komputerowe gry i świetnie się bawili. Chłopak wciąż nie mógł uwierzyć, że po ponad dwuletnim pobycie za granicą, podczas którego rodzice i Adaś przyjeżdżali raz na jakiś czas na kilka krótkich dni, wreszcie jego rodzina miała zamieszkać razem.
- Proszę - rzucił chłopak, gdy usłyszał pukanie do drzwi.
- Masz gości - powiedziała mama, wchodząc do pokoju. W ślad za nią do pomieszczenia wkroczyli Paweł i Ola. W głosie kobiety, nie było już tego chłodnego tonu. Kuba miał nadzieję, ze ta ciepła nuta, nie była jedynie na pokaz. Kobieta, po cichu wyszła z pokoju, pozostawiając dzieci w spokoju.
- Ola! - krzyknął uradowany Adaś, powoli wstając z krzesła. Dziewczyna podbiegła do niego i ostrożnie go uścisnęła.
Kuba patrzył na stojącego brata, gotowy w każdej chwili uratować chłopca przed upadkiem. Nie było to jednak konieczne, Adaś powoli usiadł z powrotem na krześle.
- Brawo stary - pogratulował mu Paweł.
- Jak tak dalej pójdzie to już niedługo będziesz śmigał bez kul - oznajmiła Ola.
Marlena zapukała do drzwi pokoju brata, musiała poczekać więcej niż pięć minut zanim chłopak wreszcie otworzył drzwi. Weszła do jego królestwa, pytając:
- Zjesz coś?
- Nie jestem głodny - oznajmił chłopak. Siostra spojrzała na niego. Wyglądał dużo lepiej niż podczas obiadu, w ogóle nie było po nim widać zmęczenia ani przygnębienia. Miała wręcz wrażenie, że chłopaka wprost rozpiera energia. Widocznie sytuacja nie była, aż tak poważna jak się jej początkowo wydawało.
- Podrzucisz mnie do miasta? - zapytała go.
- Dobra - zgodził się od razu chłopak. Dusił się już w czterech ścianach pokoju i miał ochotę na przejażdżkę. Samochód z pełnym bakiem stał pod blokiem i czekał, aż ktoś go użyje. Marlena miała prawo jazdy, ale nie czuła się zbyt pewnie za kierownicą, zdecydowanie wolała zajmować siedzenie pasażera. Michał otworzył drzwi używanego, srebrnego opla kadeta, Marlena wsiadła do pojazdu i zapięła pasy.
„Nie powinieneś prowadzić” szepnął jakiś głos w jego głowie, ale chłopak zignorował go, zajmując miejsce za kierownicą. Uruchomił silniki i powoli wyjechał z osiedlowego parkingu. Czuł się świetnie prowadząc pojazd, otworzył okna, wpuszczając do wnętrza samochodu chłodny wiatr. Dopiero teraz poczuł się wolny, jazda samochodem zaczynała mu przypominać lot ptaków.
- Jedź okrężną drogą, w centrum będą korki - poradziła mu Marlena.
Kiwnął głową na znak zgody, skręcając na autostradę szybkiego ruchu. Dopiero teraz mógł naprawdę się rozpędzić. Mocno przycisnął pedał gazu, silnik kilkuletniego samochodu zawył, po chwili wskazówka prędkościomierza przesunęła się na setkę.
- Zwolnij! - krzyknęła Marlena.
Jej krzyk zagłuszył ryk wiatru i odgłos pracującego silnika. Dziewczyna wpatrywała się w samochody nadjeżdżające z naprzeciwka i mijające ich, kurczowo trzymając się drzwi. Ona pierwsza zauważyła rozpędzony, osobowy samochód zjeżdżający na ich pas.
- Uważaj! - krzyknęła.
Michał gwałtownie skręcił kierownicą, cudem unikając zderzenia z mercedesem.
- Hamuj! - krzyknęła Marlena, wskazując ręką drzewo, które nagle wyrosło przed maską ich samochodu.
Chłopak mocno nacisnął pedał gazu, ale było już za późno. Przednia szyba rozsypała się w drobny mak, gdy auto zderzyło się z grubym drzewem. Samochód przewrócił się na bok. Michał zobaczył wypływającą z ust siostry stróżkę krwi.
Agnieszka zapomniała zupełnie, że powinna się oszczędzać, Michała nie było w domu. Szybko zbiegła na dół do czekającego na nią w samochodzie ojca.
- Tak szybko? - zdziwił się mężczyzna, rzucając jej pytające spojrzenie.
- Nie ma go - jęknęła dziewczyna, wskakując do wozu.
- Zawieź mnie na osiedle Rejtana - zażądała, jednocześnie sięgając po komórkę.
Paweł, Ola, Kuba i jego młodszy brat grali właśnie w scrable, dobrze się przy tym bawiąc. Co chwilę wybuchali śmiechem, opowiadając sobie kawały i usiłując zdekoncentrować przeciwnika. Paweł wyciągnął komórkę, szybko spojrzał na wyświetlacz.
- Aga - odczytał.
- Tak? - rzucił, odbierając.
- Jest z tobą Michał? - zapytała dziewczyna.
- Nie, jesteśmy u Kuby. Coś się stało? - chciał się dowiedzieć chłopak, zdenerwowany tonem jej głosu.
- Nie wiem. Za chwile u was będę - oznajmiła i rozłączyła się. Borczyńska spojrzała na swojego tatę i zarządziła:
- Zmiana planów, zawieź mnie na osiedle domków jednorodzinnych.
Karetki zabrały Michała i Marlenę do szpitala. Trwała walka z czasem o życie tej dwójki młodych ludzi.
- Tracimy ją! - krzyknął lekarz.
Zespól ratowników natychmiast rozpoczął akcję reanimacyjną. Niestety kolejne próby zakończyły się niepowodzeniem. Doktor spojrzał na zegarek.
- Czas zgonu dziewiętnasta dwadzieścia - westchnął.
Inny zespól lekarzy walczył już w szpitalu o życie Michała.
- Podwyższone ciśnienie.
- Źrenice nie reagują na światło.
- Pacjent wciąż nieprzytomny - padały kolejne informacje.
Nieprzytomny Michał zaczął słabo rzucać się na łóżku. Zaskoczony lekarz przyglądał mu się przez chwilę, po czym poinformował swój personel:
- To nie zapaść. Chłopak jest pod wpływem środków odrzucających. Proszę szybko przebadać jego krew. Chcę wiedzieć co wziął - nakazał mężczyzna.
Po raz pierwszy Michał przeżywał we śnie koszmary. Widział zderzające się samochody, słyszał huk. Usiłował ominąć, przeszkody, które nagle wyrastały na drodze jego rozpędzonego samochodu. Na siedzeniu pasażera, siedziała Agnieszka. Słyszał jej przeraźliwy krzyk. To jego podświadomość połączona z tak zwaną psychozą amfetaminową, objawiającą się urojeniami przypomniała mu ostatni koszmar, mieszając ze sobą różne wydarzenia. Po chwili obraz samochodu zniknął, teraz chłopak szedł szybko przez jakąś ciemną uliczką, co chwilę odwracając się i spoglądając za siebie. Był pewien, że ktoś go śledzi. Słyszał kroki przynajmniej dwóch osób podążających w ślad za nim, ale nie widział ich. Nagle na końcu drogi zobaczył Agnieszkę, zaczął biec w jej stronę, a ona czekała z rozłożonymi rękami. Widział jak rozpędzone auto pędzi w jej stronę, chciał jej pomóc, lecz było już za późno.
Michał otworzył oczy, mocne światło żarówki oślepiło go na chwilę. Ostrożnie spróbował poruszyć głową, powoli podniósł rękę i dotknął czoła. Miał na nim bandaż, spojrzał na rękę, zobaczył mnóstwo siniaków. „Co mi się stało?” zastanawiał się. „Nie czuję prawej ręki” uświadomił sobie nagle. Zbyt szybko spojrzał w prawo, rozbolała go głowa. Do pokoju weszła pielęgniarka.
- Jak się czujesz? - zapytała go.
Agnieszka siedziała razem z przyjaciółmi w pokoju Kuby, usiłując się dodzwonić do Michała. Jego komórka wciąż podawała ten sama komunikat: „ Przepraszamy abonent czasowo niedostępny, prosimy spróbować ponownie późnej”
- Znów to samo - zdenerwowała się Borczyńska.
- Marlena też ma wyłączoną komórkę - oznajmił Kuba.
- Uspokójmy się. Brak wiadomości to dobra wiadomość - spróbowała ich pocieszyć Ola.
- Kuba spójrz na to - poprosił Paweł, odsłaniając przyjacielowi ekran telewizora.
Chłopak przez chwilę wpatrywał się w relację z wypadku, nie rozumiejąc o co chodzi koledze, dopiero gdy kamera pokazała zbliżenie na rozwalone auto zbladł.
- Paweł jesteś pewien, że to jego samochód? - zapytał by się upewnić.
- Tak, to auto Michała - oznajmił chłopak.
Agnieszka złapała pilota i podgłośniła telewizor.
„Do wypadku doszło dziś kilka minut po godzinie dziewiętnastej. Z relacji naocznych świadków zdarzenia, udało nam się dowiedzieć, że w samochodzie znajdowało się dwoje młodych ludzi, chłopak i dziewczyna. Prowadzący auto, chciał wyminąć samochód nadjeżdżający z zawrotną prędkością z naprzeciwka po niewłaściwym pasie. Kierowca najprawdopodobniej wykonał gwałtowny zakręt, nie zauważając przydrożnego drzewa i uderzając w nie przy prędkości zbliżonej do stu kilometrów na godzinę. Pasażerowie opla zostali przewiezienie do szpitala, trwa gorączkowa walka o ich życie”.
- Jedziemy do szpitala - stwierdziła Agnieszka, wyłączając telewizor.
- Trzeba powiadomić jego rodziców - zauważył Paweł.
- Zawieź Agą do szpitala, a ja z Olą spróbujemy znaleźć jego matkę. Nie mam pojęcia, dokąd po rozwodzie z panią Jolantą wyprowadził się pan Ryszard - zarządził Kuba.
W tym samym czasie Rafał z Sylwią, lecieli samolotem podziwiając przez okno widoki. Była to ich pierwsza wspólna podróż tym właśnie środkiem transportu, a ona w ogóle leciała po raz pierwszy w życiu. Nie bała się, bo ukochany był przy niej, gdyby nie chłopak pewnie nigdy nie wsiadałby na pokład samolotu, widziała zbyt dużo filmów o katastrofach tego środka lokomocji żeby zachować całkowity spokój. Wystarczyła tylko bliskość Rafała i ich splecione dłonie żeby gdzieś znikneły wszystkie jej lęki.
Agnieszka i Paweł próbowali uzyskać jakieś informacje o stanie Michała i jego siostry, ale wciąż słyszeli tylko:
- Przykro mi informacji o stanie pacjentów mogę udzielać tylko osobom spokrewnionym.
Borczyńska niecierpliwie czekała, na pojawienie się przyjaciół i mamy chłopaka. Pawłowi wydawało się, że Aga, za chwilę zemdleje, była taka blada i ledwo stała na nogach. Nie potrafiła ukryć swojego strachu, wyraźnie widział, że boi się o życie ukochanego. Chłopak doprowadził ją do najbliższej drewnianej ławki, zmuszając by na niej usiadła. Nastolatka nie miała siły protestować, w tej chwili najważniejsze było dla niej życie Michała. Zamknęła oczy, starając się pozbyć wszystkich czarnych myśli, które krążyły w jej głowie. „On nie żyje” podpowiadał jej jakiś wewnętrzny głos. „Michał umarł, z twojej winy” szeptał inny, bardziej złośliwy. Dziewczyna ukryła twarz w dłoniach, nie chciała słuchać co ma do powiedzenia podświadomość. Wbrew woli zaczęła się zastanawiać jak będzie wyglądał jej świat bez ukochanego. Czy kiedykolwiek pogodzi się z faktem, że chłopak odszedł w tak krótkim czasie po ich kłótni i rozstaniu. Co to tak właściwie jest śmierć? Agnieszka nigdy się jej nie obawiała, uważając, ze to po prostu koniec życia, a co za tym idzie kłopotów i zmartwień. Nie zastanawiała się nad tym uczuciami, osób które pozostawiałby na świecie. Nie chciała nigdy więcej już go nie zobaczyć. Tak bardzo pragnęła się do niego przytulić, zobaczyć jego uśmiech i poczuć jego wargi na ustach. Los nie może być taki okrutny. Nie chciała żeby pozwolił śmierci zabrać Michała z tego świata. Ten chłopak miał jeszcze przed sobą długie życie, którego część stanowiła ona. Zawsze być razem, takie mieli przeznaczenie.
- On nie umarł - szepnęła do siedzącego obok Pawła.
Chłopak spojrzał na nią zaskoczony, naprawdę miał nadzieję, że ta niezwykła jak na zaistniałe okoliczności pewność w jej oczach nie jest bezpodstawna.
W końcu do szpitala weszli Kuba, Ola i mama Michała. Kobieta przez chwilę rozmawiała z lekarzem, który posadził ją na ławce i wyjaśniał sytuację. Czwórka przyjaciół wpatrywała się uważnie w tę parę.
- Tylko nie to - szepnęła Ola, widząc jak matka przyjaciela ukrywa twarz w dłoniach, a jej ciało drży od szlochu.
- Michał - wzdycha Agnieszka, ale dziwne przeczucie, że chłopak wciąż żyje nie chce jej opuścić, nabierając na sile.
- Zaraz wrócę - stwierdza Paweł, zmierzając w stronę zrozpaczonej kobiety.
Chłopak usiadł obok mamy Michała, troskliwie obejmując ją ramieniem. Przez chwilę rozmawiali szeptem. Agnieszka patrzyła na przyjaciela, modląc się by wrócił do niej z dobrymi wieściami. Była pewna, że nigdy nie pogodzi się ze śmiercią ukochanego. Nie potrafiłaby żyć z tak ogromnym poczuciem winy. Miała do siebie ogromny żal, gdyby zatrzymała go wtedy dłużej u siebie, wyciągnęła ku niemu pomocną dłoń, zamiast odtrącać i wyrzucać z mieszkania, wszystko byłoby teraz w najlepszym porządku. Pogodziliby się i znów staliby się szczęśliwa parą. Teraz zamiast w szpitalu siedzieliby razem u któregoś z przyjaciół, w jakimś lokalu albo po prostu zwyczajnie by spacerowali po mieście trzymając się za ręce czy przytulając. Nie musiałaby siedzieć w tym ponurym budynku, czekając na informacje o nim jak na jakiś wyrok.
Paweł szedł powoli przygarbiony w ich stronę. Mama Michała poszła gdzieś prowadzona pod ramię przez jedną z licznych pielęgniarek. Ola, Aga i Kuba czekali na słowa kolegi, dla wszystkich było jasne, że nie przynosi on dobrych wieści.
- Marlena nie żyje - oznajmił chłopak. Głos wiązł mu w gardle, a w oczach czaił się smutek. Kuba zaczął wpatrywać się w szpitalna posadzkę, tak bardzo lubił tę dziewczynę. Na siostrę Michała, zawsze można było liczyć. Nie raz ratowała całą ich trójkę przed poważnymi problemami. Była taka przyjazna i uczynna, zawsze uśmiechnięta. Jeszcze nie tak dawno tańczyła z Bartkiem, na imprezie w jego domu. Chłopak nie mógł uwierzyć, że już nigdy więcej jej nie zobaczy.
Ola nie zważała na łzy, gęstym ciurkiem spływające po jej policzkach. Marlena zawsze traktowała ją jak młodszą siostrę. To jej opowiadała o swoich problemach, chłopakach, zanim jeszcze w ogóle poznała Agnieszkę. Świat bez dawnej przyjaciółki był nie do przyjęcia. Po raz kolejny los odebrał czas komuś zbyt mądremu i dobremu. Ta dziewczyna nie powinna zginąć w tak tragiczny sposób, zasługiwała na długie i szczęśliwe życie.
- Co z Michałem? - odważyła się wreszcie przerwać ciszę i zapytać Borczyńska. Rozumiała ból przyjaciół, jej też, choć z całej czwórki znała tę dziewczynę najsłabiej, było przykro. W tej chwili jednak najważniejsze były dla niej informacje o ukochanym. Czuła, że nie zniesie już ani jednej sekundy niepewności. Chciała poznać prawdę choćby tę najgorszą. Paweł odsunął lekko wtulającą się w niego Olę i podszedł do Agi.
- Michał żyje, ma tylko złamaną rękę - powiedział, starając się zapanować nad drżeniem głosu.
Dziewczyna poczuła jak rozluźnia się jakaś niewidzialna pętla, mocno ściskająca do tej pory jej serce. Spojrzała na Pawła, chcąc coś powiedzieć, ale widząc wyraz jego oczu, nie odezwała się. Było jasne, że chłopak ma coś jeszcze do dania.
- Już odzyskał przytomność, pani Jolanta poszła go teraz zobaczyć. Nam pozwolę na to najwcześniej jutro - wyjaśnił przyjaciel, po krótkiej chwili milczenia.
- Paweł - szepnęła Agnieszka. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami, to on pierwszy odwrócił wzrok. - Wykrztuś to wreszcie - poprosiła go.
- Michał prowadził ten samochód, miał szczęście, że wyszedł z tego tylko ze złamaną ręką i mnóstwem siniaków - oznajmił Paweł.
Zapadała dość długa chwila milczenia. Żadne z nich nie wiedziało co powiedzieć, zaistniała sytuacja zwyczajnie ich przerosła.
- Chyba nie ma sensu tu siedzieć - stwierdził nagle Kuba.
- I tak dziś nie pozwolą się z nim zobaczyć - poparła go Ola.
- Jeśli chcecie to idźcie, ja zostanę - oświadczyła Aga.
- Powinnaś jechać do domu i odpocząć - poradził jej Paweł.
- Nie jestem zmęczona. Zresztą i tak bym nie zasnęła - zaprotestowała Borczyńska. Nie mogłaby teraz opuścić tego budynku. Michał tak bardzo jej potrzebował, nie będzie mu łatwo pogodzić się ze śmiercią siostry. Przytłoczy go poczucie winy, bo to on siedział za kierownicą. Jak mogłaby w takiej chwili choćby pomyśleć o spaniu? Naprawdę nie czuła się zmęczona, świadomość, że najbliższa sercu osoba żyje, dodawała jej sił.
- Wobec tego ja też zostaję - stanowczo oznajmiła Ola.
Pomimo długich próśb, chłopakom nie udało się przekonać żadnej z nich do opuszczenia szpitala i odpoczynku.
- Zadzwoń jak czegoś się dowiecie - poprosił Paweł, całując Olę na do widzenia.
Kubę z niespokojnego snu wyrwało głośne puknie do drzwi.
- Proszę! - krzyknął, choć tak naprawdę potrzebował teraz kilku chwil samotności. Do pokoju powoli wszedł Adaś.
- Mama chce z tobą porozmawiać - poinformował chłopiec starszego brata.
- Nie mam teraz ochoty - wymamrotał Kuba, odwracając się do niego plecami.
Adaś ostrożnie podszedł do łóżka, przycupnął na jego brzegu, położył mu rękę na ramieniu. Czas płynął bardzo powoli, a oni siedzieli tak w niemym porozumieniu.
Paweł długo nie mógł zasnąć. Naprawdę chciał wypocząć, zamierzał jeszcze jechać po Olę i Agę do szpitala, przecież dziewczyny nie mogą zostać na noc w tym obskurnym budynku. Czekał na jakieś informacje od ukochanej, ale jego komórka wciąż uparcie milczała. Żałował, że tak łatwo zgodził się na propozycję Kuby i każdy z nich pojechał do własnego domu. Może gdyby przyjaciel wciąż był obok, łatwiej by się mu było pogodzić z zaistniała sytuacją. Musiał być silny, Michał będzie potrzebowała pomocy ich wszystkich jeszcze długo po wyjściu ze szpitala.
Agnieszka i Ola siedziały na korytarzu. Jabłczyńska już od dłuższej chwili przestała nakłaniać przyjaciółkę do jakiekolwiek rozmowy. Na każdej jej pytanie, Borczyńska odpowiadała pół słówkami albo wzruszeniem ramion.
- Wyszła - szepnęła w końcu Aga, gdy pani Jolanta pokazała się wreszcie na korytarzu. Kobieta spojrzała na nie przez ramię. Nagle odwróciła się i podeszła do dziewczyn.
- Dzień dobry - przywitała się z nią Ola.
Kobieta zignorowała ją, wpatrując się w Agnieszkę.
- Czy ty jesteś Aga? - zapytała, po krótkiej chwili uporczywego milczenia, która nastolatce zdawała się trwać całą wieczność.
- Tak - udało się jej wyjąkać zdławionym głosem.
- Możesz na chwilę wejść do mojego syna - oznajmiła kobieta.
- Naprawdę? - zdziwiła się dziewczyna, a po chwili dodała jeszcze: - Bardzo mi przykro z powodu Marleny.
Mama Michała, już jej jednak nie usłyszała. Powoli oddaliła się w głąb szpitalnego korytarza, usiłując się dodzwonić do swojego byłego męża.
Borczyńska odczekała, aż kobieta zniknie za rogiem. Musiała dać sobie chwilkę na pozbieranie rozbieganych myśli. Z jednej strony odczuwała radość, wreszcie będzie mogła go zobaczyć, na własne oczy przekona się, że chłopak nie poniósł w wypadku żadnych poważnych obrażeń, a jego życiu nie zagraża śmiertelne niebezpieczeństwo. Równocześnie bała się spotkania z nim, nie wiedziała czy Michał pozwoli jej naprawić błąd. Dopiero to tragiczne zdarzenie uświadomiło jej jak bardzo kocha tego młodego mężczyznę. Pchnęła drzwi, niepewnym krokiem weszła do środka.
- Cześć, kochanie - mówiąc, delikatnie cmoknęła go w policzek.
- Jesteś - szepnął chłopak. Jego głos przepełniony był miłością.
- Musiałam przyjść - odpowiedziała równie cicho, jednocześnie siadając na brzegu jego łóżka. Nakryła dłonią jego zdrową rękę.
- Wybacz mi - poprosił ją Michał. Dopiero teraz docierało do niego jak bardzo kocha tę dziewczynę. Bez niej jego życie nie miałaby sensu, jeśli ona nie zechce wrócić to on woli umrzeć niż wyjść z tego szpitala.
- Nic nie mów. Nie męcz się - pouczyła go dziewczyna.
- Przepraszam, ale musi pani już wyjść - wtrąciła się do rozmowy, dotąd milcząca pielęgniarka.
- Kocham cię - szepnął Michał, gdy dziewczyna puściła jego rękę, powoli podnosząc się z łóżka.
- Ja ciebie też - wyznała wprost do jego ucha, pochylając się i całując go na do widzenia.
Ola z Pawłem czekali już na nią na korytarzu.
- Jak on się czuje? - zapytał chłopak.
- Na razie jest ok, chyba jeszcze nie wie nic o Marlenie - wytłumaczyła im Agnieszka.
- Będzie mu z tym ciężko żyć - uznała Ola.
Wyszli ze szpitala milcząc. Dopiero gdy Paweł zatrzymał auto pod domem Borczyńskiej, Ola zapytała ją:
- Przyjść jutro po ciebie?
- Nie pójdę jutro do szkoły - oznajmiła dziewczyna, szybko wysiadając z auta.
- Tak myślałam, znajdę cię popołudniu w szpitalu - poinformowała ją przyjaciółka
Agnieszka kiwnęła głową, po czym pospiesznie oddaliła się do domu. Para przyjaciół patrzyła w ślad za nią, dopóki dziewczyna nie zniknęła za drzwiami klatki.
Borczyńska jeszcze długo tej nocy nie mogła zasnąć. Myślała o Michale, jego siostrze i ich mamie. Właściwie po rozmowie z ukochanym, nie wiedziała czy znów są razem, ale miała nadzieję, że tak. Czasem w miłości, nie potrzeba słów, wystarczają gesty czy spojrzenia. Oczy Michała krzyczały „kocham cię” kiedy w nie patrzyła. Nie potrzebowali żadnych ustnych deklaracji, wystarczy im tylko wzajemne poczucie bliskości i zrozumienie. Razem uda im się przezwyciężyć wszystkie przeszkody, a miłość doda im sił do walki.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Agne dnia Pią 23:48, 12 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|